– Już nie ma tego masowego pomagania, tłumów ludzi ani tirów z darami, które ciągnęły ze wszystkich zakątków Polski. Wszystko ucichło – mówi z rozgoryczeniem Orłowska.
Jak podkreśla, chociaż fala powodziowa opadła, to pomoc jest teraz bardziej potrzebna niż kiedykolwiek.
– Myślę, że obecnie jest jeszcze bardziej potrzebna niż wtedy, kiedy bezradnie patrzyliśmy na to, co wyprawia żywioł. Wtedy czuliśmy się zdruzgotani, ale teraz codzienność ludzi, którzy stracili dorobek życia, jest po prostu dramatyczna.
Karolina wspomina apokaliptyczne dni września.
– To było dokładnie 14 i 15 września, kiedy Biała Głuchołaska zerwała most w Głuchołazach, a woda zalała okolice Pokrzywnej, Głuchołaz i Bodzanowa.
Pojechała tam razem z przyjaciółkami, bo w okolicy jedna z nich ma dwa domki letniskowe. Chciały sprawdzić, czy nie zostały zniszczone przez powódź. Kiedy poziom wody się obniżył, wybrały się na miejsce, aby oszacować ewentualne straty. Wydarzył się cud – domki były całe, chociaż 20 metrów dalej woda porwała most.
– Pozamiatałyśmy, przewietrzyłyśmy pomieszczenia i szybko skończyłyśmy nasze porządki, ale zobaczyłyśmy, że inni potrzebują dużo więcej – opowiada nasza rozmówczyni.
Orłowska skontaktowała się z lokalnym koordynatorem akcji pomocowej, Dariuszem Kozdrasiem i od razu ruszyła do działania.
– Darek przyjął nas z otwartymi ramionami. Kiedy trafiłyśmy do Bodzanowa, na miejscu nie było praktycznie nic. Stał jedynie mały namiot o wymiarach 3 na 3 metry, który pełnił funkcję punktu pomocowego. Tymczasem dary zaczęły napływać w ogromnych ilościach. To były dosłownie hurtowe dostawy – setki paczek z ubraniami, żywnością, sprzętem, z którymi na tamtą chwilę nie było jak sobie poradzić.
Wraz z kobietami z Góry Świętej Anny Karolina Orłowska wraz z przyjaciółkami zaczęły od podstaw tworzyć ten punkt pomocowy, segregując dary i organizując logistykę. Było mnóstwo ludzi, było też wojsko, które pomagało układać paczki na paletach i dbało o porządek. Jednocześnie, niemal bez przerwy przyjeżdżały tiry i auta dostawcze z pomocą.
– Obok nas zaczęto sprzątać okolicę zniszczoną przez wodę – hałas maszyn, praca ludzi, dosłowny popowodziowy armagedon. Na miejsce przyjeżdżały setki, a może tysiące ludzi, chcących pomóc. Trudno było ogarnąć ten żywioł ludzi, ale wszyscy robiliśmy, co w naszej mocy – wspomina Orłowska.
W punkcie pomocowym Karolina poznała Asię z Kędzierzyna-Koźla i Karola z Sandomierza, którzy zauważyli jej ogromne zaangażowanie. Wkrótce zaproponowali jej współpracę. Zgodzili się wspólnie pomóc pani Janince, 72-letniej kobiecie z Bodzanowa, której dom został niemal doszczętnie zniszczony.
– Pani Janinka miała zalaną całą dolną kondygnację domu, musiała ewakuować się do rodziny w sąsiedniej wiosce. Była załamana, ale mimo to nie chciała opuszczać swojego domu na dłużej niż to konieczne – chciała być na miejscu i nadzorować prace. Fundacja Dobra Fabryka objęła ją pomocą, a my, po konsultacjach z Asią i Karolem, uznaliśmy, że weźmiemy na siebie odbudowę jej domu – relacjonuje Karolina.
Karolina Orłowska nie próżnowała – jeszcze zanim poznała panią Janinkę, zebrała w Brzeziej Łące meble do kuchni.
– Kilka dni później mieliśmy już zgromadzone kolejne elementy wyposażenia, zapakowaliśmy wszystko na tira i zawieźliśmy do Bodzanowa. Kiedy wojsko skończyło skuwanie tynków, rozpoczęliśmy dalsze prace, przygotowując dom do odbudowy.
Pomoc dla poszkodowanych wymaga zarówno ogromnego wysiłku, jak i pieniędzy, a na wsparcie państwowe nie można liczyć.
– Minęło sześć tygodni, a pani Janinka otrzymała zaledwie 2000 zł jako zapomogę. Inspekcja budowlana oceniła straty, ale nie ma jeszcze decyzji co do wysokości ewentualnych środków na remont. Na szczęście Fundacja Dobra Fabryka pokrywa wydatki na materiały budowlane – cement, wapno, styropian.
– Płaciłam za te zakupy z własnych środków, a fundacja zwracała mi koszty na podstawie faktur. To była praca płynna, choć pełna wyzwań.
Orłowska opisuje także dramatyczne sceny, jakie wciąż można zobaczyć w Bodzanowie.
– To wieś, w której mieszka głównie starsze pokolenie. Wiele domów było nieubezpieczonych, a mieszkańcy stracili wszystko. Byłam w domu, do którego przed powodzią prowadził most – teraz jest tam tylko prowizoryczna kładka ze starych drzwi, którą zmontowali żołnierze. Mieszka tam mężczyzna z dwoma niepełnosprawnymi synami, kompletnie odcięci od świata. Karetka nie ma jak tam dojechać, służby też nie. Kiedy byłam wewnątrz, tego budynku to, przysięgam, myślałam, że jestem na planie jakiegoś horroru. Wyglądało to koszmarnie, te domy są zrujnowane. Krajobraz jak po wojnie.
Pomimo trudności i malejącego zainteresowania, Karolina Orłowska nie zamierza ustępować.
– Nasze narodowe zaangażowanie mija, ale dla ludzi dotkniętych przez powódź to dopiero początek długiej drogi do normalności – mówi.
– My Polacy mamy tak, że lubimy pomagać i czujemy, że tak trzeba. Ale tak jak w przypadku wojny w Ukrainie, tak i teraz nauczona doświadczeniem, wiedziałam, że ów zryw pomocowy może się lada chwila skończyć. Dlatego od samego początku starałam się łapać kontakty do osób, które w dalszym ciągu mają ochotę zaangażować się w działanie.
– Natomiast ten lawinowy natłok tirów z darami to już przeszłość. Trzeba zaznaczyć, że to nie do końca było dobre, mam wrażenie że ludzie robili sobie wietrzenie szaf, wysyłając ubrania, które do niczego się nie nadawały. Myśmy apelowali przede wszystkim o zasilanie legalnych zrzutek pieniężnych. Sklepy były już otwarte w dwa, trzy dni po powodzi. Tymczasem otrzymywaliśmy tony makaronów i hektolitry wody. To z jednej strony miłe, ale z drugiej wiedzieliśmy, że potrzeby tu na miejscu są inne. Dziś apelujemy, by angażować się nie tylko w darowizny, ale również w pomoc specjalistyczną. Najbardziej potrzebujemy ekip remontowych – budowlańców, hydraulików, specjalistów od ogrzewania i instalacji wodnych. Bez nich nie damy rady odbudować tych domów przed zimą – zaznacza Karolina.
Pomoc dla powodzian, jak wskazuje Orłowska, nie jest łatwa, szczególnie gdy media przestały o tym mówić, a uwaga społeczna przeniosła się na inne tematy.
– Dla ludzi, którzy stracili domy, to wciąż żywy dramat. Ich życie zostało dosłownie zmyte przez wodę. Pamiętajmy, że dla nich pomoc jest wciąż niezbędna. Dlatego nadal tu jesteśmy i nie poddamy się, póki nie odzyskają normalności.
Autor: Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: https://witrynawiejska.org.pl/2024/11/07/odwrocilismy-wzrok-a-powodzianie-nadal-cierpia