– Moje sojusznictwo na rzecz społeczności LGBTQ+ wzięło się ze złości, z tego, ile nieprawdy mówi się o tęczowej młodzieży, jak bardzo się nią straszy i pokazuje w złym świetle. Uznałem, że tak nie może być i trzeba zacząć coś z tym robić – mówi Piotr Drożdżeński.
Urodził się w Kielcach, ale już w latach 90. zamieszkał kilkadziesiąt kilometrów dalej, w Starachowicach. Skończył pedagogikę specjalną, ale w tamtych czasach nie miał możliwości pracy w zawodzie. Gdy wchodził na rynek pracy, bezrobocie w tym rejonie Polski sięgało 25%. Prowadził świetlicę środowiskową i warsztaty dla młodzieży, ale to wszystko był wolontariat. Jedyną ewentualnością była praca w więziennictwie, ale ponieważ mu to nie odpowiadało, poszedł do pracy w wydziale logistyki dużej firmy motoryzacyjnej. Zawsze jednak chciał robić coś z młodzieżą lub na jej rzecz i w końcu okazało się, że będzie mógł to robić. Piotr ma bowiem dwójkę dzieci – córkę w 3 klasie liceum i syna w klasie maturalnej. Syn jest transpłciowym chłopakiem.
– Kiedy przyszedł do nas i powiedział o tym, to oczywiście nie miałem pojęcia, o czym w ogóle do mnie mówi. Niby skończyłem pedagogikę, ale przez pięć lat studiów nikt nie wspomniał nawet słowem o transpłciowości. To mi dodatkowo uświadomiło, że w związku z tym wiele nauczycielek i nauczycieli również ma ten problem – wspomina Piotr.
Tak wpadł na pomysł, by zorganizować szkolenia dla nich. Zanim jednak to nastąpiło, sam musiał zdobyć o wiele więcej wiedzy. Zaczął czytać coraz więcej materiałów, szybko jednak okazało się, że w internecie można znaleźć całkowicie sprzeczne informacje, trudno było rozeznać się, które źródła są wiarygodne. W końcu trafił na facebookową grupę wsparcia dla rodziców transpłciowych dzieci.
– Dzięki tym ludziom, którzy mieli już za sobą cały ten proces, dowiedziałem się, gdzie szukać informacji, jakie książki czytać, do kogo zwracać się z pytaniami. Wreszcie mogłem lepiej zrozumieć swojego syna – opowiada Piotr.
Niedługo potem uznał, że czas na wspomniane szkolenia. Szybko doszedł jednak do wniosku, że nie mogą one być skierowane tylko do nauczycielek i nauczycieli ze szkoły syna. W innych placówkach też przecież jest transpłciowa młodzież. Piotr znalazł program grantowy Funduszu dla Odmiany, zgłosił się i jego pomysł się spodobał. Dostał dotację i wziął tydzień urlopu, by objechać wszystkie szkoły w powiecie – łącznie było ich pięćdziesiąt. Rozmawiał tam z dyrekcją, pedagogami, niektórymi nauczycielkami i nauczycielami, tłumacząc, na jakie szkolenie i po co zaprasza. Ostatecznie było to jedno z największych, jeśli nie największe tego typu wydarzenie w Polsce.
– Oczywiście nie czułem się wtedy na tyle kompetentny, żeby samemu poprowadzić to spotkanie, skontaktowałem się więc z Fundacją Trans-Fuzja, dzięki czemu do Starachowic przyjechały Julia Kata oraz Alina Synakiewicz, dwie niezwykle kompetentne osoby. Nawiązałem również współpracę z Fundacją Psycho-Edukacja, która wydała najlepszy podręcznik dla kadry zarządzającej i nauczycielskiej o tym, jak pracować z młodzieżą transpłciową. A dodatkowo zaprosiłem jedną mamę ze wspomnianej grupy wsparcia, która była także jedną z osób autorskich tego poradnika. Mieliśmy więc bardzo silną ekipę – cieszy się Piotr.
Spotkanie, które odbyło się – dzięki wsparciu Urzędu Miasta – w dużej sali konferencyjnej trwało około sześciu godzin. Przyjechały na nie osoby z niemal wszystkich szkół, które wcześniej odwiedził Piotr. Niemal, bo nie wszędzie został przyjęty ze zrozumieniem i otwartością. Z jednej placówki dosłownie został wyrzucony za drzwi z komunikatem, że nie życzą sobie „propagowania takiej ideologii”.
– Na szczęście jednak w większości szkół nie było żadnych problemów. Umiem rozpoznać, czy ktoś udaje zainteresowanie z grzeczności, czy naprawdę chce się czegoś dowiedzieć. I znacznie częściej miałem do czynienia z tą drugą wersją, zwłaszcza młode nauczycielki podchodziły do tematu z dużym zainteresowaniem i życzliwością. Mam więc ogółem bardzo dobre doświadczenia, a kilka razy mocno się też zaskoczyłem. Zdarzało się, że jechałem gdzieś przez dwadzieścia minut wyłącznie między polami. Później jednak moim oczom ukazywał się niesamowicie nowoczesny gmach szkoły z ogromną halą sportową – czyli jednak doczekaliśmy się tych szklanych domów, o których pisał Żeromski – śmieje się Piotr. – W ogóle świętokrzyskie przeszło niesamowitą metamorfozę. Zdecydowaną większość miejscowości połączyły nowe, piękne drogi a nawet najmniejsze miejscowości wyglądają obecnie jak ekskluzywne dzielnice willowe – dodaje.
Szkolenie ostatecznie zakończyło się sukcesem, co dość jasno wybrzmiało z ankiety, którą wypełniały wszystkie osoby w nim uczestniczące. W zasadzie nie było negatywnych uwag. Ośmieliło to Piotra do kontynuowania działań, czego efektem jest to, że niedawno wrócił z kolejnych warsztatów w ośrodku szkolno-wychowawczym dla osób głuchych w Warszawie. Czuje się już na tyle pewnie w temacie, że prowadzi takie zajęcia razem z koleżanką z grupy wsparcia.
– Przy czym dbam jednak o to, by nie mówić cały czas w imieniu społeczności osób LGBTQ+, bo to ich głos jest najcenniejszy. Ostatnio na szkolenie zaprosiłem niebinarną osobę nauczycielską, która opowiedziała o swoich doświadczeniach. Wszystko to w ogóle jest o tyle ciekawe, że mój syn w ogóle nie chce mieć nic wspólnego z aktywizmem. Na szkoleniu w Starachowicach był i pomagał, ale poza tym nie chodzi na marsze, chce nie wyróżniać się z tłumu i być traktowanym w sposób zwyczajny. Chętnie oddałbym mu głos, ale skoro nie chce, to uważam, że sam mogę robić coś na rzecz tego, by osobom transpłciowym żyło się lepiej. Codziennie mijamy je na ulicy, tylko o tym nie wiemy. Za to często spotykają się z dyskryminacją i nieprzyjemnymi komentarzami – mówi Piotr.
Sam Piotr, chociaż w żaden sposób nie ukrywa tego, co robi – wręcz przeciwnie, publikuje sporo informacji o tym na Facebooku – nie doczekał się większych reakcji od najbliższego otoczenia. Czasem co najwyżej zdarzają się polubienia konkretnych treści. Na szczęście nie miał żadnych problemów, z niczyjej strony.
– Wydaje mi się, że w mniejszych miejscowościach czy na wsi generalnie jest pod tym kątem lepiej niż w dużych metropoliach. W tych drugich niby łatwiej o anonimowość, no i oferta jest nieporównywalnie większa, ale w tych pierwszych ludzie często są o wiele bardziej życzliwi i otwarci. Przywiązuje się też większą wagę do wartości rodzinnych, a to nasz wspólny mianownik. Wiem to także po wpisach na grupie wsparciowej, której zresztą od dłuższego czasu jestem administratorem. Przy czym oczywiście nie jest tak, że na wsi jest idealnie. Z jednej strony dobrze, że osoby tam mieszkające wciąż biorą pod uwagę zdanie autorytetów. Z drugiej jednak może nim być ktoś niewłaściwy, nie mający merytorycznej wiedzy, a przez to mówiący straszne rzeczy i prowadzący innych w złą stronę. A ludzie często nie weryfikują tych informacji, tylko biorą za pewnik. Głęboko jednak wierzę w edukację oddolną, opartą na tworzeniu dobrej relacji, dlatego też robię to, co robię – by przynajmniej dawać możliwość poznania innego spojrzenia. Jestem więc otwarty na kolejne zaproszenia na szkolenia w najróżniejszych miejscach – deklaruje na koniec Piotr.