Bieszczadzkie muzeum, do którego się wraca

Od 10  lat w Czarnej Górnej funkcjonuje niewielkie Muzeum Historii Bieszczad. Mimo niewielkiej powierzchni liczba eksponatów jest imponująca. Dlaczego warto tutaj zajrzeć? Na to i wiele innych pytań w naszym wywiadzie odpowiada LeeAn Dudka.

Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Jak narodziło się wasze muzeum?

LeeAn Dudka, współwłaścicielka Muzeum Historii Bieszczad: – Muzeum powstało na bazie pasji mojego męża Rafała, który jest rodowitym bieszczadnikiem. Od najmłodszych lat zbierał różne rzeczy i interesował się historią regionu. W momencie kiedy postanowiliśmy pozostać w Bieszczadach i nigdzie stąd nie wyjeżdżać pojawił się pomysł stworzenia muzeum. Kupiliśmy dom w Czarnej Górnej wraz przyległym budynkiem gospodarczym, który zaadoptowaliśmy na salę muzealną. To było w 2013 roku potem dobudowaliśmy jeszcze kolejne pomieszczenie, by zaaranżować nową ekspozycję. Na dzień dzisiejszy muzeum ma 5 sal z ekspozycjami tematycznymi.

 

 

W jaką podróż historyczną zabieracie swoich gości?

– Pokazujemy początki osadnictwa na naszych terenach. Mamy wystawę sakralną, poprzez którą prezentujemy wielokulturowość Bieszczad z okresu drugiej wojny światowej. Następnie zwiedzających zapraszamy w świat pamiątek etnograficznych, związanych z życiem codziennym i gospodarstwem domowym. Zaakcentowaliśmy emigrację poprzez gromadzenie przedmiotów, które ludzie przywozili ze sobą z podróży zarobkowych. Dużo miejsca poświęciliśmy rzemiosłom bieszczadzkim, skupiliśmy się na kowalstwie, szewstwie, ciesielstwie i rolnictwie. Ponadto można u nas zapoznać się ze zbiorami dotyczącymi przemysłu: kopalnictwa i gospodarki leśnej, która była nieodłącznym elementem życia tutejszych mieszkańców. Jedną z sal w całości poświęciliśmy okresowi prl-u, czyli odbudowie powojennych Bieszczad. Ówczesną siłą napędową rozwoju była wspomniana gospodarka leśna. Ludzie znajdowali dzięki temu pracę, mieli szansę na uzyskanie mieszkania. Trafiło tu mnóstwo osób, które po wojennej traumie szukały swojego miejsca na Ziemi, czy ucieczki przed nieakceptowalnym systemem.

 

 

Mamy przy tym mały sklepik, galeryjkę artystyczną, gdzie prezentujemy wyroby lokalnych rękodzielników i dzieła bieszczadzkich artystów. Promujemy także dobre książki i literatów, którzy nierozerwalnie związani są z regionem.  Niczego nie ściągamy z zewnątrz, bazujemy jedynie produktach lokalnych.

Wasze muzeum jest klasyczne, nastawiacie się na relację: zwiedzający – eksponat.

– Zawsze to podkreślam, bo mamy dziś do czynienia z modą na muzea, w których stawia się na multimedia i nowoczesne technologie. Wielu zwiedzających wychodzi wówczas z pięknego gmachu z dużą dawką wiedzy, ale i poczuciem niedosytu ponieważ brakuje im bezpośredniego kontaktu z eksponatem, realnym świadkiem historii. Ponadto stawiamy na kontakt z przewodnikiem, jesteśmy w stanie oprowadzić nawet jedną, czy dwie osoby po naszym muzeum. Standardowo oprowadzamy grupy dzieci i młodzieży, dorosłych, czy seniorów dostosowując swój przekaz do odpowiedniego odbiorcy. Zawsze zostawiamy sporą przestrzeń na zadawanie pytań, chętnie wchodzimy w interakcje ze zwiedzającym. Przynosi to bardzo pozytywne efekty, ponieważ coraz częściej goście zaglądają do nas cyklicznie. Zdarza się, że trafiają w nasze progi kilkukrotnie w ciągu roku. To dla nas sygnał mówiący o tym, że udało się nam stworzyć miejsce, do którego się wraca.

 

 

Jaki status posiada wasze muzeum?

– Jest wpisane do rejestru Departamentu Dziedzictwa Kulturowego jako placówka muzealna założona przez osoby fizyczne. Ale różnimy się tym od państwowych instytucji, czy muzeów prowadzonych przez organizacje kościelne lub pozarządowe tym, że nie mamy osobowości prawnej, co uniemożliwia nam ubieganie się o dotacje, czy granty.

 

 

W każdej z sal widzimy setki eksponatów w jaki sposób je pozyskujecie?

– Początek dały nam zasoby, które od najmłodszych lat zbierał mój mąż. Kiedy otrzymaliśmy formalną zgodę na utworzenie muzeum, jego wysiłki stały się jeszcze bardziej intensywne. Zaczął eksplorować strychy, dawne gospodarstwa, targi staroci. Informacje o powstającej ekspozycji rozeszła się pocztą pantoflową po znajomych, którzy także dostarczać nam swoje znaleziska. Mamy również Stowarzyszenie Aktywnych Poszukiwaczy „Karpaty”, które za wiedzą konserwatora zabytków organizuje akcje poszukiwawcze. Przedmioty znalezione podczas takich eksploracji także trafiają na naszą ekspozycję. Ale ostatecznie i tak wszystko musi przejść przez ręce mojego męża, ponieważ trzeba to wyczyścić i odpowiednio sklasyfikować oraz opisać w kartach ewidencyjnych.

 

 

Planujecie założenie fundacji przy muzeum. Dlaczego zdecydowaliście się na taki krok?

– Działamy już ponad 10 lat, udowodniliśmy sobie i innym, że potrafimy twardo stąpać po ziemi. Zbudowaliśmy solidną, wiarygodną markę, którą chcemy rozwijać. Włożyliśmy w ten projekt sporą część naszego rodzinnego życia, dlatego chcemy jeszcze bardzie się profesjonalizować i otwierać na nowe możliwości. A status organizacji pozarządowej daje nam taką szansę.

Jak was szukać?

– Planując wypad w Bieszczady zaczynamy od przeglądania internetu. Jeżeli w wyszukiwarce wpiszemy słowo „muzeum”, to nasza placówka znajdzie się na pierwszej lub drugiej pozycji. W Google trafimy również na mapę, która doprowadzi turystów pod właściwy adres. Może się jednak zdarzyć, że nawigacja pokieruje zainteresowanych do sąsiada, warto wówczas zwracać uwagę na tablice kierunkowe, które ostatecznie wskażą drogę do celu. Problem mogą mieć grupy autokarowe, bo nasze muzeum znajduje się w odległości dwóch kilometrów od głównej drogi. Wówczas warto wcześniej się z nami skontaktować, podpowiemy w jakim miejscu zostawić autobus i jak w dwie minuty dotrzeć pieszo na miejsce.

 

 

Podkreśla pani, że staracie się cały czas rozwijać. I to w wielu obszarach. Jedną z ważniejszych inwestycji była ostatnio budowa przydomowej oczyszczalni ścieków.

– Nasza gmina nie jest skanalizowana, a nam bardzo zależało, by żyjąc blisko natury być wobec niej w porządku. Aby to zamierzenie zrealizować, sięgnęłam po pożyczkę z Fundacji Wspomagania Wsi. Wszystko się udało, mamy dobrze działający system i jesteśmy stuprocentowo ekologiczni. Możemy teraz spokojnie rozwijać się biznesowo – choćby pod kątem agroturystycznym. Część pieniędzy z programu pożyczkowego przeznaczyliśmy na zakup towarów do wspomnianej galerii.

 

 

Na Podkarpaciu to dość popularna forma pomocy. Dlaczego i pani się na nią skusiła?

– Przede wszystkim chodzi o niskie oprocentowanie, poza tym istotna dla mnie była nieskomplikowana procedura ubiegania się o pożyczkę. Zwróciłam ponadto uwagę na jasność i przejrzystość programu oraz fachową obsługę doradcy pożyczkowego. Wiosną kończę spłacać to zobowiązanie i już teraz zastanawiam się nad kolejną pożyczką z tego źródła, którą przeznaczę na rozwój naszego muzeum. W działalności jaką prowadzimy różnie bywa z płynnością finansową. Jesteśmy niejako uzależnieni od natężenia ruchu turystycznego. W takich okolicznościach trudno o wolne środki na inwestycje w infrastrukturę. Tymczasem elastyczny program pożyczkowy z FWW umożliwia podjęcie takich kroków.

***

fot. Muzeum Historii Bieszczad

 

Warto zajrzeć:

Muzeum Historii Bieszczad w Czarnej Górnej

Czarna Górna 6, 38 -710 Czarna

Rafał: 697 542 818, LeAnn: 503 460 189

https://www.facebook.com/muzeumhistoriibieszczad