„Hard Ducha”, hucuły i… mongolska jurta

Agroturystyczny biznes przejęła po rodzicach. Prowadzi gospodarstwo, którego podstawą jest niewielka, kameralna stajnia o wdzięcznej nazwie „Hard Ducha”. Wraz z Jagodą Nieckulą zapraszamy w malownicze Bieszczady.

 

Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Gdzie znajduje się stajnia „Hard Ducha”? Jak do Was trafić?

 

Jagoda Nieckula, właścicielka stajni: – Znajdujemy się na Podkarpaciu w Bieszczadach, a dokładnie w gminie Czarna, w miejscowości Lipie. To sam koniuszek Polski, tuż przy zielonej granicy z Ukrainą. Tereny przyrodniczo dziewicze i krajobrazowo bardzo atrakcyjne.

 

Jaka jest historia tego miejsca?

 

– Historia tego miejsca wiąże się z moimi rodzicami, ponieważ jest to dom rodzinny mojego taty. Kiedy się pobrali, zdecydowali się tutaj zamieszkać. Wówczas mama postanowiła zrealizować swoje wielkie marzenie o stworzeniu stajni.

Oczywiście było bardzo trudno, czasy były ciężkie, ale udało się pokonać wszelkie trudności i rodzice dopięli swego. Zostały zakupione pierwsze konie, jeden z nich żyje nawet do dzisiaj i ma ponad 30 lat. Rodzice wypracowali to wszystko własnymi rękoma, remontowali zabudowania, zbudowali stajnię i padok. A teraz przyszedł czas na mnie, obecnie to ja prowadzę biznes. Rodzice jednak cały czas są gdzieś obok i mnie wspierają. Pomagają w obejściu, pracują ze zwierzętami.

 

Magdalena Nieckula w jurcie. fot. FWW

 

Na czym polega pani pomysł na biznes?

 

– Przede wszystkim prowadzimy zajęcia związane z nauką jazdy konnej. Mamy niewielkie stado koni, staramy się co jakiś czas zaźrebić którąś z trzech klaczy. Potomstwo sprzedajemy, albo zostawiamy w naszym gospodarstwie. Dodatkowym źródłem naszych dochodów jest tak zwany glamping na dziko, dlatego jakiś czas temu zainwestowaliśmy w jurtę mongolską. Tak jak wskazują obowiązujące trendy nie ma tu dostępu do elektryczności, a woda znajduje się tylko w mauzerze i od niedawna w toalecie.

Kontakt z surową bieszczadzką naturą jest tu wyjątkowo bezpośredni. Jurta jest obiektem całorocznym, ciepło w zimie zapewnia ogrzewanie kominkowe. Ze swej strony zapewniamy drewno, ale napalić w piecyku i pilnować ognia musi sobie zamieszkujący tu turysta. Z moich doświadczeń wynika, że przy dwudziestostopniowych  mrozach wystarczy pół godziny dobrego palenia w kominku, by podnieść temperaturę do plus 30 stopni.

fot. FWW

Gdyby i to było za mało, to dla turystów mamy suchą saunę, w której można się porządnie wygrzać. Jurta znajduje się w sporym oddaleniu od zabudowań gospodarczych, ale za to w bliskim sąsiedztwie starego cmentarza i pozostałości po cerkwi, która spłonęła w latach 80. ubiegłego stulecia. Ów cmentarz zamieszkują rozliczne zwierzęta. Pełno tu królików, lisów, saren i jastrzębi. Dalej tylko pola i widok na Magurę Łomiańską, która w połowie jest górą polską, a w połowie ukraińską. A wszystko to w otoczeniu pasących się naszych koni, w bliskim sąsiedztwie pasieki, z której pozyskujemy własny miód.

 

Czy swoją stajnię prowadzicie tylko z nastawieniem na edukację jeździecką?

 

– Absolutnie nie, jeżeli ktoś potrafi jeździć, może u nas skorzystać z dostępności koni. Wcześniej jednak umiejętności potencjalnego jeźdźca muszą zostać przeze mnie zweryfikowane. Zaczynamy zatem od krótkiej przejażdżki po padoku, a gdy wszystko jest w porządku, ruszamy w teren, by podziwiać piękne widoki i delektować się konną jazdą.

fot. FWW

Nasza oferta jest adresowana właściwie do wszystkich. Także do osób niepełnosprawnych. Mamy konie przystosowane do hipoterapii, są bardzo spokojne i przyjaźnie nastawione do małych pacjentów. Ponadto zapraszamy dorosłych jeżdżących konno i tych, którzy dopiero chcą rozpocząć przygodę z jeździectwem. Otwieramy się także na rajdowiczów, którzy pragną eksplorować Bieszczady w siodle.

 

Mamy zimę za pasem. Czy to dobry moment na to, by do was przyjechać i móc cieszyć się konną jazdą?

 

– Jak najbardziej, szczególnie polecamy zimową jazdę na oklep, wykorzystujemy do tego nasze hucułki. Jest zimno, prószy śnieg, tymczasem temperatura konia jest przyjemnie kojąca. Bezpośredni kontakt ze zwierzęciem, które niejako oddaje nam swoje ciepło, to doznanie, którego z niczym nie da się porównać. Warto dodać, że zimowe upadki z konia są niegroźne, ponieważ zwykle lądujemy w głębokim puszystym śniegu.

 

Wasza stajnia cały czas się rozwija i przyszedł taki moment, kiedy pomyśleliście o wsparciu ze strony Fundacji Wspomagania Wsi.

 

– W Bieszczadach sezon turystyczny zamiera z końcem jesieni i odradza się późną wiosną. Tymczasem dzięki wspomnianej jurcie możemy ów sezon znacznie wydłużyć, albo spowodować, że będzie on trwał cały rok. Pieniądze, które pozyskałam z funduszu pożyczkowego Fundacji Wspomagania Wsi pozwoliły mi przeprowadzić kompleksową modernizację tego obiektu. Dzięki tym środkom wykonana została podłoga w jurcie, doprowadzona została woda do toalety, ponadto zaaranżowaliśmy przestrzeń na zewnątrz. Wszystko udało się doprowadzić szczęśliwie do końca. Teraz jurta czeka na gości, którzy nie boją się bieszczadzkich surowych warunków.

 

W biznesie, który prowadzę, czasem trudno uzyskać płynność finansową. Pomoc ze strony Fundacji Wspomagania Wsi w postaci nisko oprocentowanej pożyczki stworzyła jednak szansę na realizację moich planów inwestycyjnych.

 

Czy ta forma pomocy finansowej w porównaniu z komercyjną ofertą bankową jest wyraźnie bardziej korzystna?

– Przede wszystkim warto podkreślić, że przez cały proces przeprowadził nas doradca pożyczkowy z fundacji. Formalności są tutaj znikome w porównaniu z tym, co proponują banki. Bezkonkurencyjne jest także oprocentowanie i to, że spłatę można rozłożyć na bardzo wygodne, niskie raty.

 

Skąd dowiedziała się pani o funduszu pożyczkowym Fundacji Wspomagania Wsi?

– Informacje miałam z pierwszej ręki, ponieważ przed laty moi rodzice korzystali z tego funduszu. Wiedzieli, że przede mną duże wyzwania inwestycyjne, dlatego wskazali mi to rozwiązanie. To była dobra rekomendacja.

 

Fot.: Facebook

***

Warto zajrzeć:

Stajnia Hard Ducha Facebook

Mikropożyczki Fundacji Wspomagania Wsi