„Większa widoczność sprawiłaby, że ludzie mogliby lepiej nas zrozumieć”

Jędrek Godlewski, 4 stycznia 2024 (14:57)
– Chciałabym, żeby osoby takie, jak ja mogły oddychać pełną piersią. Dziesięć lat temu nie było to dla mnie oczywiste, dlatego jeśli mogłabym komuś w tym pomóc, byłoby naprawdę pięknie – mówi mieszkająca we wsi Chropy Kolonia Ewa Twardowska.

Tekst: Jędrzej Dudkiewicz

Fot.: Archiwum prywatne Ewy Twardowskiej

Przeniosła się tam z Łodzi dwanaście lat temu, kiedy przyjaciele kupili 7 hektarów ziemi i chcieli się nią podzielić. Wiedzieli, że Ewa, która urodziła się na warmińskiej wsi, nie czuje się dobrze w mieście. Odważyła się, zbudowała dom i przeniosła na wieś. A od sześciu lat dzieli go z partnerką oraz jej córką z poprzedniego związku, którą wspólnie wychowują. W Chropach Kolonii nikt im nigdy nie robił w związku z tym żadnych problemów. Mieszkańcy je znają, a one po prostu żyją spokojnie, gdy trzeba – na przykład w szkole – jasno mówiąc, jak wygląda sytuacja, by nie było żadnych domysłów.

Jednocześnie jednak Ewa nie wiedziała, jaki jest poziom świadomości okolicznej społeczności na tematy związane ze społecznością LGBTQ+. Wyczuwała, że mimo braku niechęci, jest z tym związane pewne tabu, a chciała mieć możliwość swobodnej rozmowy. Tak, jak panie na spotkaniach w remizie opowiadają o swoich mężach, rodzinach, tak i ona chciała swobodnie opowiadać o swojej.

– Pewnego razu dowiedziałam się o naborze na warsztaty organizowane przez Fundusz dla Odmiany dla ludzi z małych miejscowości, którzy chcą coś robić. Zapisałam się, dopiero potem trzeba było wymyślić jakiś pomysł na działanie. Początkowo myślałam nad znalezieniem innych tęczowych osób w okolicy i stworzenie grupy, która mogłaby się spotykać, rozmawiać, wspierać. Nie udało się – wspomina Ewa.

Wywiesiła ogłoszenia w gminnym miasteczku, ale szybko zniknęły. W internecie pojawił się feedback od sojuszników, ale nie odezwał się nikt, kto byłby zainteresowany spotkaniem. Dlatego też Ewa zdecydowała się skupić właśnie na sojusznikach, bo widziała potencjał w działającym w jej wsi Stowarzyszeniu Rozwoju Wsi Chropy „Stokrotka”. Przedstawiła opcje, porozmawiały, zdecydowały się na wyjazd, tym bardziej, że okazało się, iż Daniel Rycharski organizuje w swojej wsi Kurówko jednodniową wystawę.

Na wycieczkę wybrało się osiemnaście osób, które – jak przyznaje Ewa – były mocno poruszone tym, jak wygląda Kurówko. Zwłaszcza, że Rycharski eksponaty takie, jak tęczowa Matka Boska, czy tęczowy różaniec zainstalował w zrujnowanym domostwie. Później opowiadał o różnych rzeczach, chociaż na dłuższą rozmowę zabrakło czasu. Drugą częścią projektu było zaś spotkanie z osobami z Funduszu dla Odmiany już w Chropach. Przybliżyły pojęcia związane ze społecznością LGBTQ+, opowiedziały o sobie, podobnie jak Ewa i jej partnerka, które zyskały przestrzeń do odpowiadania na różne pytania na temat swojego życia.

– Nie jest oczywiście tak, że potem chodziłam i pytałam „co o tym wszystkim sądzicie?”. Niektóre osoby pewnie mają tak, że z jednej strony nas znają i lubią, z drugiej mogą mieć przekonanie, że „ideologia LGBTQ+” to coś złego, bo przecież nie raz o tym słyszały w mediach. To dwie równoległe rzeczywistości, ale myślę, że ten projekt może sprawić, że zaczną się do siebie zbliżać. Na pewno pojawiła się refleksja u wielu osób, które potrzebują jednak czasu, by z różnymi rzeczami bardziej się oswoić – tłumaczy Ewa.

To coś, co jest w stanie zrozumieć, bo jej samej zabrało to trochę czasu. Próbowała spotykać się z mężczyznami, ale nie budziło to w niej żadnych emocji. Dopiero dzięki terapii zrozumiała, że to, co przeżywa przy spotkaniu z kobietami może być czymś romantycznym, że po prostu ma inne potrzeby. Gdyby nie to, pewnie nie odważyłaby się związać z kobietą. Otworzyła się jednak na taki krok, a swoją partnerkę, Magdę, poznała przez internet – umówiły się na wspólne wyjście na koncert Marii Peszek. Później spotykały się częściej, a decyzja o tym, że razem zamieszkają w Chropach zapadła dość szybko. Zanim to nastąpiło konieczny był okres przejściowy, bo Magda chciała, żeby jej córka skończyła przedszkole w Łodzi. Ewa przyznaje, że odnajduje się w roli rodzica, chociaż oczywiście bywa różnie. Tym bardziej, że córkę poznała, gdy ta miała sześć lat, więc nie zna jej sprzed tego okresu, nie była w jej życiu. Dają sobie z tym jednak radę i są szczęśliwe.

Ewa z optymizmem patrzy w przyszłość. Żyje jej się spokojnie, od września pracuje zdalnie przy pisaniu projektów unijnych. Podobnymi rzeczami zajmowała się wcześniej, kiedy przez osiemnaście lat pracowała w Związku Głuchych w Łodzi. To doświadczenie pozwoliło jej nie tylko poznać i zrozumieć tę społeczność, ale też zwiększyć wrażliwość na problemy innej mniejszości. Widzi zresztą trochę podobieństw w doświadczeniach obu grup.

– Tak samo, jak osoby głuche niestety przyzwyczaiły się, że różne rzeczy nie są dla nich dostępne, bo brakuje odpowiedniego tłumaczenia, tak i my nie zauważałyśmy, jaki wpływ na nasze życie ma to, że nie możemy sformalizować prawnie naszego związku. Dopiero lektura książki Renaty Lis „Moja ukochana i ja” otworzyła nam na to oczy, a obecna zmiana władzy i niedawny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który nakazał Polsce wprowadzić przynajmniej związki partnerskie, dały nadzieję, że będzie to możliwe – mówi Ewa.

Chciałaby więc też kontynuować działania. W planach na pewno jest przyjazd do Chrop Daniela Rycharskiego i pokaz filmu „Wszystkie nasze strachy”, jak również dłuższa rozmowa, w której będzie mógł o sobie opowiedzieć. Jednocześnie jednak Ewa wciąż ma nadzieję, że uda się w którymś momencie znaleźć w okolicy kilka innych tęczowych osób, z którymi można by wzajemnie się spotykać i rozmawiać o wielu rzeczach. Wie, że może to być trudne, bo zdaje sobie sprawę, że społeczność jest mocno zróżnicowana i nie każdy ma taką potrzebę.

– Gdyby jednak udało się, można by więcej robić, inne osoby też miałyby swoje pomysły. Zwłaszcza, że wbrew pozorom ja się lepiej czuję, jak mogę coś robić, a niekoniecznie planować. Myślę też, że większa widoczność sprawiłaby, że ludzie ogółem mogliby lepiej nas zrozumieć, przez co zanikałyby uprzedzenia. Wiem jednak, że to stopniowy proces i nie można nikomu nic narzucać. Na wszystko trzeba czasu – podsumowuje Ewa.

***

Jesteś zainteresowana_y działaniem na rzecz osób LGBT+ i chcesz zacząć działać już teraz? Potrzebujesz wsparcia w tym temacie? Chcesz porozmawiać? Skontaktuj się z nami!

 

Fot.: archiwum prywatne Ewy Twardowskiej.